Tegoroczna edycja WTA Finals odbędzie się w Cancun – taką informację podał szef redakcji tenisowej Canal Plus, Bartosz Ignacik. Tworzy to kolejny problem związany z turniejem dla najlepszych ośmiu tenisistek sezonu. Tym razem logistyczny.
Temat WTA Finals od dłuższego czasu wzbudza wśród ekspertów i kibiców sporo kontrowersji. W sytuacji, kiedy w męskich rozgrywkach (ATP) wszystko jest już dawno zorganizowane, u pań aż do tej pory nie wiedzieliśmy nawet, gdzie odbędzie się to wydarzenie. Oficjalnie zresztą nadal nie wiemy, ponieważ informację o Cancun podał Bartosz Ignacik, szef redakcji tenisowej Canal Plus. W tym miejscu trzeba przypomnieć, że turniej ma się rozpocząć 29 października, a więc za niecałe dwa miesiące.
Znajomość lokalizacji nie zakończyła krytycznych głosów w stronę WTA. Wręcz przeciwnie – jeszcze je wzmocniła. Decyzja o Cancun jest bowiem najgorszą możliwą, jeśli chodzi o względy logistyczne. Po US Open czołowe tenisistki świata lecą do Meksyku, żeby rozegrać turniej WTA 1000 w Guadalajarze. Stamtąd udadzą się na turnieje azjatyckie i... będą musiały wrócić do Meksyku na finały. Ale to nie koniec, ponieważ finał WTA Finals odbędzie się 5 listopada. Tymczasem czołowe zawodniczki globu już 7 listopada muszą być w Hiszpanii, gdzie odbędą się finały Billie Jean King Cup, między innymi z udziałem reprezentacji Polski.
Czy dzięki temu jest szansa, że najlepszych zawodniczek na świecie nie zobaczymy w BJK Cup? Bardzo możliwe, szczególnie tych, które zajdą w Cancun do dalszych faz turnieju. To jednak kolejny kamyczek do ogródka WTA, które zdaje się przy niektórych decyzjach nie myśleć o logistyce czy swoich tenisistkach.
Już rok temu Iga Świątek musiała zrezygnować z BJK Cup i mówiła wtedy, że postara się porozmawiać z władzami WTA w kwestii terminu rozgrywania obu wydarzeń. Jak widać, w WTA niestety zbyt wiele się nie zmieniło.